Berenika Czarnota - Portret Projektanta

berenika1981@gmail.com

Wiele można by mówić o nagrodach jakie zdobyła - Gryf Fashion Show, Złota Nitka, Grand Prix w konkursie o Złoty Guzik Diabła Boruty. Po co jednak wyliczać, skoro w tym przypadku kolekcje mówią same za siebie. Równie zjawiskowe jak ona sama i przeznaczone wyłącznie dla szalonych indywidualistek. Jej sukienki można rozpoznać na kilometr i nawet w najciemniejszych okularach nie sposób ich nie zauważyć. Teraz sprawdza się projektując dla popularnej marki Reserved.

Kiedy i w jakich okolicznościach postanowiłaś zostać projektantką?
Przez przypadek...

Czy te wszystkie nagrody to też przypadek?
Raczej nie, po prostu - jeśli wkładasz w coś dużo serca i czasu, będzie to nagrodzone i dostrzeżone. Ale bardziej od wszystkich dotychczasowych nagród i dyplomów ważne jest, że znajomym i przyjaciołom podobało się to co zrobiłam.

Wraz z Faustyną Król stworzyłaś dwie kolekcje: Lady Vachette i Lady Kokoszka. Jak wam się pracowało razem? Czy wasze poczucie estetyki jest tak podobne, czy też efekt jaki osiągnęłyście to wynik kompromisów?
Czasami jest tak, że gdzieś na drugim końcu świata rodzi się twoja bratnia dusza i tak właśnie było w naszym przypadku. Dogadywałyśmy się rewelacyjnie, a wszystkie projekty, zarówno do pierwszej, jak i drugiej kolekcji, powstawały spontanicznie. Jestem przeciwna rysowaniu na papierze, dlatego dużo upinałyśmy na tkaninach. Oczywiście zarozumialstwem byłoby twierdzić, że nie inspirował nas żaden z wielkich projektantów - inspirowali i na szczęście również i tu nasz gust się pokrywał. Przy Lady Kokoszka był to Japończyk Junya Watanabe, przy Lady Vachette - Balenciaga. Przetworzyłyśmy to wszystko na swój sposób, a efekt był chyba zadawalający... Teraz z dużym sentymentem wspominam te czasy i współpracę z Faustyną.

Udzielasz się również w filmie, co w przypadku takich produkcji jak np. "Teczka" czy "Polska Roadmovie" odbiega bardzo od estetyki jaką kojarzymy z Twoich kolekcji. Opowiedz o tych filmowych działaniach...
Hmm... Masz rację, bardzo odbiega od mojej estetyki... Uważam to za doświadczenie w szkole życia, które nauczyło mnie, m.in. tego, że świat filmu rządzi się budżetem, w którym krótko mówiąc - kostiumolog jest na samym końcu listy, nazywany też często garderobianym. Trudno to nawet uznać za obrazę czy nie docenienie, bo tak naprawdę o prawdziwym projektowaniu przy tego typu przedsięwzięciach nie ma mowy. Zazwyczaj w takich przypadkach praca ogranicza się do kupowania gotowych ubrań w sklepach i lumpeksach. Jednak obydwa filmy wspominam bardzo miło, głównie ze względu na ekipę produkcyjną.

Jako artystce, która wyrosła z ASP, nie obca jest Ci też sztuka nieużytkowa. Kiedyś na wystawie "Wiosenna Odżyffka" zaprezentowałaś swoje kolaże... Czy nadal pociąga Cię ta technika?
Oj, to było tak dawno... Prace, które wtedy pokazałam wyszły spod czujnego oka Andrzeja Chętko, który prowadzi pracownię typografii na ASP. A dziś, by nie zwariować, moim medium twórczym jest komputer. Lubię pracować w Photoshopie, bo to mnie bardzo relaksuje.

Niedawno zaczęłaś pracę w znanej polskiej firmie odzieżowej - LPP, jak zamierzasz wykorzystać to doświadczenie w przyszłości?
Przede wszystkim, jest to dobra szkoła charakteru i zachowań międzyludzkich, a to w pracy bardzo ważne. Poza tym czuję, że było mi to potrzebne. A czy się przyda w przyszłości? Nie wiem, ale na pewno będzie dużym plusem w CV przy szukaniu następnej posady. Myślę, że miałam szczęście, bo trafiłam na dobry okres, właśnie teraz w firmie wprowadzane są nowe pozytywne zmiany. No cóż, konkurencja nie powinna już spać spokojnie! Tych, co uważają się za moich rywali, mogę pocieszyć tylko tym, że na razie nie zamierzam mieszkać w Polsce.

Po obronie Twojej kolekcji dyplomowej wszyscy wkoło mówili, że jest świetna. Co było jej inspiracją?
Zainspirowała mnie moda ulicy Nowego Jorku, Tel Awiwu i Londynu. Podoba mi się w jaki sposób tamtejsi mieszkańcy łączą ze sobą dodatki, kolory i materiały. W każdym z tych trzech miast zostawiłam kawałek serca. Co prawda, do Nowego Jorku się dopiero wybieram, ale czuję się z nim mocno związana i czasami wydaje mi się że już tam byłam. W przeciwieństwie do dwóch wcześniejszych kolekcji, tym razem zainwestowałam dość dużo w materiały. Skóry kupiłam we Włoszech, a wełny w Anglii (mam swoje małe tajemne miejsca, gdzie się zaopatruję i więcej już nic nie powiem...) Ważnym elementem w każdej kolekcji są dla mnie dodatki, szczególnie torby. Ostatnio wszystkie skóry na torby drukowałam w fikuśne volkswageny, kropki i rowery. Nie wiem nawet dlaczego właśnie tak, po prostu miałam taki impuls. Cała praca w drukarni zajęła mi najwięcej czasu, ale dzięki pomocy osób tam pracujących dokonał się cud! O zaistnieniu czapek też zadecydował impuls. Chciałam, żeby było zabawnie jak we wcześniejszych kolekcjach i jeśli mówisz, że się podobało, to znaczy, że osiągnęłam swój cel!

Czy w tej kolekcji Faustyna też "maczała palce", czy jest ona Twoja od A do Z?
Kolekcja jest całkowicie moja, a jako że jest dyplomową, swoją radą służyła mi jedynie profesor Łukawska, która pełniła rolę mojego promotora. Czasem bywam takim małym samolubem i zawsze wydaje mi się, że wiem więcej od innych.

Gdzie można kupić Twoje rzeczy?
Miałam propozycje z showroom'ów z Warszawy, ale ostatecznie stanęło na tym, że na razie mój numer rozdawany jest pocztą pantoflową i dzięki temu nie narzekam na brak zamówień. Ostatnio, po pokazie kolekcji dyplomowej, dziewczyny oszalały na punkcie szarego swetra z volkswagenem, to tegoroczny "musthave" na zimę!!!

Czy teraz, będąc zaangażowana w pracę dla Reserved, będziesz nadal robić swoje autorskie kolekcje?
Tak, bo praca tam nie spełnia mnie jako projektanta. Masowa produkcja bowiem rządzi się swoimi prawami.

Czy masz jakieś niezrealizowane marzenia modowe? Co chciałabyś jeszcze osiągnąć?
Mam kilka marzeń i celów. Jejku... Chciałabym pracować dla MIU MIU albo Marca Jacobsa i przy okazji dłubać coś swojego. Moim marzeniem jest jeszcze posiadanie czarnego kota, niestety, to może być trudniejsze niż praca u Marca Jacobsa, bo mój narzeczony nie lubi kotów, ale może jakoś go udobrucham...

Maretha Żurakowska - onoMono