Sylwester Krupiński - Portret Projektanta

sylwester_krupinski@vp.pl

Była już prawie pierwsza w nocy. Sylwester przed definitywnym położeniem się spać sprawdził jeszcze pocztę, w mailu znalazł prośbę o wywiad i chociaż był już strasznie zmęczony minionym dniem, zaczął odczytywać po kolei pytania. W głowie już istniały odpowiedzi, wystarczyło tylko je zapisać. Noc była bardzo ciepła, pobiegł więc szybko po szklankę zimnego soku ananasowego i zaczął odpowiadać na pierwsze pytanie...

Kiedy po raz pierwszy w Twojej głowie pojawiła się myśl, że mógłbyś zostać projektantem?
Po takim pytaniu od razu przypominają mi się pierwsze dziecięce rysuneczki, potem farbowane batikowe podkoszulki, wreszcie pierwsze ubrania, które samodzielnie uszyłem. Jednak prawdziwą przygodę z projektowaniem zacząłem chyba dopiero po ukończeniu liceum, gdy zacząłem poważnie myśleć o swoim przyszłym zawodzie - takim, który pozwoliłby mi wykazać się kreatywnością. Wtedy pomyślałem o studiowaniu w ASP i to był pierwszy cel na drodze do projektowania. Od tamtej pory wszystko potoczyło się dość szybko, sam nie wiem kiedy minęły pierwsze lata nauki, eksperymenty z formą, nauka szycia, konstrukcji, wreszcie pierwsze samodzielnie opracowane ubiory i kolekcje...

Aż doszło do dyplomu, który obroniłeś kolekcją "Salonowy kubizm". Wcześniej jednak na konkursie "Moda Folk", wspólnie z Daria Jędrzejewską, pokazałeś kolekcję "Walkiria", opowiedz mi o niej i o tym jak doszło do pracy w duecie?
Właściwie to "Kubizm", chociaż nie lubię już tego tytułu, miał być tylko do dyplomu, a teraz ciągnie się za kolekcją, był pierwszy. "Walkiria", zrobiona razem z Darią, była jakby dzieckiem naszych kolekcji dyplomowych. Niedługo po obronach miał się odbyć konkurs "Moda Folk", a ja już pod koniec tworzenia kolekcji dyplomowej kombinowałem, by ją jakoś przearanżować dla potrzeb konkursu. Na obronach bardzo podobała mi się kolekcja Darii, w szczególności wycinane ornamenty i to co robiła z flauszem. Zaproponowałem jej więc współpracę i w ciągu kilku tygodni, na bazie wybranych ubrań z mojego dyplomu, zrobiliśmy nową kolekcję. Nie lubię oczywistych inspiracji folkowych, np. Indiami czy Afryką, dlatego naszym punktem wyjścia stała się mitologia germańska, którą poznałem przez uwielbiane przeze mnie opery Ryszarda Wagnera. Szczególnie zainspirował nas cykl oper "Pierścień Nibelunga", w którym wśród wielu mitologicznych bohaterów pojawiają się Walkirie. W ten sposób stworzyliśmy dziewięć zestawów ubrań, tak samo jak dziewięć (według Wagnera) było Walkirii, walecznych półbogiń, córek ojca bogów. Specjalnie na ten konkurs przygotowaliśmy ubrania misternie wykańczane wycinanymi, splatanymi ornamentami i aplikacjami, które robiliśmy z metalowych kółek i nitów. Kolekcję wzbogaciliśmy futrami i torbami. Daria, jako doświadczona konstruktorka, wniosła tu duży wkład. Wydaje mi się, że współpraca nam się bardzo udała, tym bardziej, że lubię pracę z innymi ludźmi i takie twórcze docieranie pomysłów.

Czy było coś jeszcze przed "Walkirią" i "Salonowym kubizmem"?
Było mnóstwo projektów, które robiłem na studiach. Niestety większość z nich pozostała w sferze rysunków, ale są to całe serie, które tylko czekają na realizację. Są one bazą pomysłów, które długo się jeszcze nie zestarzeją.

Dlaczego projektujesz dla kobiet? Czy będąc mężczyzną nie byłoby Ci łatwiej projektować dla mężczyzn, zwłaszcza, że miałbyś szansę na wypełnienie pewnej luki, która niewątpliwie jest widoczna u nas w kraju?
Kolekcje, które pokazałem zrobiłem dla kobiet, ale robię również projekty męskie. Usłyszałem nawet opinię pedagoga, że każdy z tych projektów chciałoby się widzieć zrealizowanym. O wszechstronności projektanta świadczy właśnie to, że z taką samą łatwością może stworzyć kolekcję damską, jak i męską czy dziecięcą. Musi uwzględnić tylko różnice, na przykład takie jak to, że mężczyźni są z zasady bardziej konserwatywni w doborze stroju. Modę męską trzeba po prostu czuć, żeby mężczyzny nie przebrać i żeby nie wyglądał śmiesznie. Ubiór damski daje projektantom większe pole do popisu - kobiety bardziej lubią ekstrawagancję, bardziej podążają za tym co nowatorskie, mężczyźni za to wolą dobrą klasykę i wygodę, dlatego ich ubiór trzeba wysmakować. Zrealizowanie kolekcji męskiej może stać się jednak kolejnym wyzwaniem, które sobie postawię. Pewnie połączyłbym w niej to co klasyczne z czymś udziwnionym. Może przez to udałoby mi się przekonać mężczyzn do większego eksperymentowania?

Na "Złotej Nitce" bardzo wyróżniałeś się oryginalnym ubiorem. Czy sam byłeś jego autorem? I w co zwykle ubiera się projektant? We własne ciuchy, projekty kolegów, czy też rzeczy z masowej produkcji?
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że byłem jakoś oryginalnie ubrany, po prostu skompletowałem coś z tego co było w szafie. Ale szczerze mówiąc, przebierałem się tyle razy co prowadząca całą imprezę. To dlatego, że po przyjacielsku wychodziłem jako model w bardzo udanej kolekcji kombinezonów Mateusza Gryzło. Żartowałem wtedy, że to takie moje wyjście awaryjne, jakby mi nie wyszło jako projektantowi - zawsze mogę zdobywać doświadczenia jako model! A wracając do tego w co byłem ubrany, to rzeczywiście w większości były to ubrania "własnej produkcji". Czasem mam taką ambicję, by sobie sprawić coś własnego i unikalnego. Siadam wtedy do maszyny i przez parę godzin lub dni wszystko inne przestaje dla mnie istnieć. Potem oczywiście tego nowego ciucha i tak nie mam gdzie założyć, ale wcześniej lub później następuje jego wyjście. Zdarza mi się nieraz kupować okazyjnie ubrania, by je potem przerobić, szczególnie że niektóre marki mają rozmiary, które w żaden sposób na mnie nie leżą.

Czy uważasz, że widać po Tobie, że wyglądasz jak projektant mody?
Ostatnio zupełnie nieznani ludzie właśnie zwrócili mi uwagę, że widać po mnie, że zajmuję się zawodem artystycznym. Wcześniej wcale tego nie odczuwałem, znam bardziej wystylizowanych.
Przypomina mi się nawet taka zabawna rozmowa z pewną panią spotkaną gdzieś na mieście, która powiedziała do mnie:
- Pan to chyba pracuje w teatrze?!
- Dlaczego? Bo taki przebrany jestem?!
- Nie! No, taki pan... elegancki. Widać..., że kulturalny człowiek.
Co oczywiście skwitowałem uśmiechem. Wydaje mi się, że projektanci z racji swojego zawodu posiadają umiejętność łączenia i improwizowania. Wiedzą, kiedy warto zapłacić za coś dobrej jakości, kiedy można zastąpić to czymś prostym, a kiedy trzeba coś uszyć, by było bardzo indywidualne. Jednak patrząc na wielu projektantów, nigdy nie bylibyśmy w stanie odgadnąć ich zawodu, ale to wynika chyba z osobowości człowieka. Dla mnie strój, jakkolwiek nie powinno się po nim oceniać człowieka, jest moją wizytówką, sygnałem wysyłanym do otoczenia. Ważne jednak, by być zawsze ubranym w zgodzie ze sobą, by się dobrze czuć w tym, co się nosi. Jedni potrzebują się skryć, inni wyróżnić i do tego właśnie służy ubranie.

Maretha Żurakowska / onoMono
foto: soho.clan.pl